Kiedy człowiek zaprzecza realnej rzeczywistości twierdząc, że jest ona inna niż jest, rzeczywistość się nie zmienia, ale człowiek zaczyna żyć w świecie, w którym to, co normalnie byłoby spodziewaną konsekwencją jego czynów, staje się niezrozumiałą tragedią, czymś co znikąd się pojawiło i dręczy.
Tak właśnie dzieje się z ludźmi, którzy zaprzeczają skutkom aborcji - syndromowi postaborcyjnemu czy syndromowi ocaleńca. Z ludźmi, którzy nie szukają przyczyn wszechobecnych problemów psychicznych i duchowych aby, nie daj Boże, znaleźć je tam, gdzie naprawdę są - czyli w odrzuceniu Boga i zaprzeczeniu temu, że On stworzył człowieka tak, jak stworzył, a nie tak jakby człowiek chciał być przez siebie wykreowany. Nie znaleźć ich tam, gdzie jest grzech i wina.
Wielu psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów zaprzecza istnieniu syndromu postaborcyjnego, pomimo tego, że jest on naukowo dość dobrze przebadany oraz pomimo tego, że szaleństwem jest twierdzić, że tyle matek zabitych dzieci otwarcie mówiących, że na niego cierpią, myli się. Jedna z nich przyjęta do szpitala, gdy usłyszała, że aborcja nie może być przyczyną jej bardzo złego stanu, i gdy lekarz zaczął ją wypytywać o historie z dzieciństwa, opisuje to słowami: "zrozumiałam, że on mi nie pomoże".
Dzieje się tak, ponieważ wyznawany przez tych "specjalistów" światopogląd, głoszący że aborcja jest dobrodziejstwem, jest dla nich priorytetem i wyklucza uczciwe podejście do tematu. Jak "zwykły zabieg" może prowadzić nawet do samobójstw i to też wśród osób, które nie wierzą w "prawicowe faszyzmy"?
Jeśli chodzi o syndrom ocaleńca, to konsekwencje odkrycia, że rodzice zabili moje rodzeństwo lub że brali pod uwagę zabicie mnie samego są ogromne - brak poczucia bezpieczeństwa, nieufność wobec najbliższych, a w konsekwencji wobec ogólnie wszystkich ludzi, poczucie winy objawiające się natrętnymi myślami - dlaczego ja żyję a mój brat lub siostra nie. Nie pomaga na pewno fakt, że nieraz matka musi sobie jednocześnie radzić z syndromem postaborcyjnym. Zdarzają się tak koszmarne sytuacje jak ta, gdy ocalała córka, nie spełniwszy oczekiwań swojej rodzicielki, usłyszała od niej słowa "powinnam była tamto zostawić".
Ponieważ aborcja to świętość, musi za tym pójść histeria dotycząca przyczyn fatalnego stanu psychicznego obywateli społeczeństw, spowodowanego m. in. poprzez jej legalność, oczywiście połączoną z innymi współwystępującymi zjawiskami.
Obecnie gdy ktoś próbuje dociekać prawdziwych przyczyn wszechobecnej depresji, stanów lękowych i innych problemów psychicznych zostaje wręcz zlinczowany. Twierdzenie, że czyn kobiety, która zdecydowała się zabić swoje dziecko, może być przyczyną jej depresji jest tzw myślozbrodnią. Dochodzi do tego, że najważniejsza przyczyna depresji (tak przynajmniej mówią badania) - czyli złe odżywianie - jest zupełnie nieznana. Trochę się mówi o uzależnieniach od elektroniki, bo już się nie da o tym nie mówić, ale tutaj też unika się jak ognia jasnego stwierdzenia, że rodzice mają obowiązek zadbać o właściwą dietę oraz kontrolować korzystanie z elektroniki przez swoje dzieci. Padają co najwyżej ogólne stwierdzenia, co jest szkodliwe, bez niedopuszczalnego obecnie piętnowania wszechobecnych zaniedbań rodzicielskich.
Stan społeczeństw się pogarsza i wydaje się, że nic tego nie zatrzyma. Jak można komukolwiek pomóc zaprzeczając przyczynom jego stanu? A przyczyny tego stanu nie mogą być zaakceptowane takimi jakie są. Bo bezbożni musieliby się nawrócić, rozwodów i aborcji trzeba by zakazać, pornografię odesłać w niebyt, korporacje zdelegalizować i rolnictwo oddać rolnikom, firmy farmaceutyczne nauczyć że nie zysk, a zdrowie ludzi to priorytet, a tego przecież zrobić nie wolno.
Jedyne, co można, to rozłożyć ręce i zapisywać coraz to nowe farmaceutyki by współczesny człowiek jakoś wytrzymał ze sobą i tym światem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz